Filozofowanie przy biurku powered by Marek A.

Przyznam szczerze, że kiedy zabierałam się do stoików ("Stoicyzm uliczny" M.Fabijański), to byłam ciekawa, czy uda mi się faktycznie i praktycznie ćwiczenia wykorzystać w akcji (a nie tylko zadumać się nad nimi czytając ich trafne, niewątpliwie, interpretacje). Otóż więc - tak! Udaje mi się! Ha!
Mało tego, właśnie odkrywam, że nie tylko świadomie je przywołuję (co poniektóre), ale wręcz pomagają mi obniżyć moje podniesione ostatnio ciśnienie. No, po prostu ratują mi życie, a przynajmniej samopoczucie (a to jednak kawalątek życia już jest:)). Tak mi ostatnio niewygodnie dość w mojej codzienności, trudno się odnaleźć i ogarnąć, ale przecież, jak mawiał Marek Aureliusz: Żadne inne położenie życiowe nie jest tak odpowiednie do filozofowania jak to właśnie, w którym się teraz znajdujesz. Więc zachęcona tymi słowy uświadamiam sobie, że przecież nie dzieje się nic innego, jak tylko życie (i to moje osobiste), a ja mam przyjemność go doświadczać bynajmniej nie w żadnej wysublimowanej i odświętnej postaci, ale takiej day-by-day. Bez dzikich uniesień przecież. Więc kiedy zaczyna mnie boleć głowa o mglistą mą przyszłość, nie skrystalizowane plany zawodowe (co by tu zrobić, żeby podnieść tę nogę i zrobić pierwszy krok, od którego zaczyna się długa podróż <trawestacja pana Lao Tzu>) to ten sam Marek sprowadza mnie na ziemię pokrzepiającym: Niech cie myśl o całość życia nie trapi! Phi! Też mi mądrala... Ale! Hola-hola! Na dodatek dodaje on (a to, to już zupełnie, w 100% trafia do mnie): Nie niepokój się o przyszłość. Staniesz bowiem tam, gdy będzie potrzeba, uzbrojony w ten sam rozum, którego pomocy zażywasz wobec wypadków bieżących. Cudnie! Jakie to jest proste, jakie trafne. Jakie mądre! Zawracam więc moje myśli zagubione, zaniepokojone i lekko podenerwowane do mojego tu-i-teraz. Zaczynam dostrzegać istotność czynności, które jakoś już nie wydają mi się tak zniewalająco pasjonujące, jakie były kiedyś, bo przecież właśnie one są moim tu-i-teraz, i startem do tego, co będzie już za moment tu-i-teraz-em moim. Marek Aureliusz (bohater dzisiejszego posta) nie pozostawia mnie na tym etapie samej sobie, o nie! Skupienie się na tym, co robimy, daje nam wolność, niezależność od wszelkich innych myśli - pisze on. Mmm... Spokój umysłu i wolność od niepokoju - brzmi zachęcająco! Aż mi się chce jednak powrócić do służbowego Excela;). I choć może niekoniecznie marzę o tym, aby tabele i zestawienia były ostatnią rzeczą, jaką przyjdzie mi wykonać (mam szereg innych pomysłów na tę okoliczność), to myślę, że mimo wszystko jest sens w Markowym (och... znowu on:)) : wszytko rób tak, jakby to miało być ostatnią rzeczą, którą w życiu robisz.
A jak coś pójdzie nie po mojej myśli? A jak coś się zadzieje, zdawałoby się, że niekorzystnego? A jak będę miała wrażenie, że dzień się na mnie zaczaił i atakuje z ukrycia? Cóż... I tu Marek przybywa na odsiecz, mówiąc: Nie należy gniewać się na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie obchodzi. Także tego...;) jakby na to nie spojrzeć - koleś ma rację. Niewątpliwie przejrzał te wypadki na wylot, skubany. Ale to działa. Pomaga! Bo faktycznie jest to prawdą.
Będę wracać do tych myśli na pewno w ciągu najbliższych dni. Coś czuję, że będą moim stoickim pogotowiem ratunkowym w zwyczajnych, zupełnie normalnych zmaganiach z, wierzgającą nieco, rzeczywistością dnia powszedniego.

A na koniec mój ulubiony dzisiaj cytat. Dzięki niemu odkryłam, że Seneka był inspiratorem twórców Fejsa;).

Wszechświat lubi to robić, co się stać ma. Mówię więc do wszechświata: lubię to co ty. Seneka

0 komentarze:

Prześlij komentarz